This post concerns the new novel of dr Konrad T. Lewandowski (born in 1966), a Polish writer and philosopher (interested i.a. in metaphysics – his contribution to it is the Rule of Conservation of Free Will, Zasada Zachowania Wolnej Woli, abbr. ZZWW), author of more than 30 books. He received the prestigious Janusz A. Zajdel [literary] Award in 1995.
K. Lewandowski has combined in the book, The Time of the Exorcists, an intriguing murder mystery plot with a somewhat ironic view on the role of the Catholic Church in contemporary Poland. The action takes place mostly in Warszawa.
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2014, 363 s.
Poprzednią noc spędziłem na lekturze kryminału K. Lewandowskiego. Sprawiło mi to wielką przyjemność, pomimo tego że nie jestem przyzwyczajony do czytania aż do rana. Nigdy też nie udało mi się uczyć do świtu.
Autora cenię m.in. za bezpretensjonalność wypowiedzi, którą udaje mu się zachować pomimo wielu lat “bycia znanym pisarzem’. Podobną cechę dostrzegłem także w wątku miłosnym przedstawionym w jego Ksinie.
Głównym bohaterem Czasu egzorcystów jest komisarz Krzysztof Louvain, prowadzący śledztwo w sprawie serii morderstw na tle religijnym. Akcja rozgrywa się w Warszawie i jej okolicach, m.in. w tajemniczych miejscach kultu, w pałacu arcybiskupim, na salonach “warszawki” (z twórczością Tamary Łempickiej w tle), a także w jednej z modnych hipsterskich knajpek (opis klimatu tego miejsca jest – w moim odczuciu – jednym z najlepszych fragmentów).
Powieść jest świetnie napisana, lekkim i dowcipnym stylem.Tempo rozwoju wydarzeń jest odpowiednie, w książce nie ma dłużyzn ani zbędnych opisów.
Bohaterowie mają wyraziste cechy charakteru, są przy tym bardzo zróżnicowani. Z przyjemnością czytałem uwagi autora dotyczące psychologii postaci, np.: “psychopatów było w populacji dość dużo, od jednego do dwóch procent, oczywiście nie każdy z nich zostawał zaraz seryjnym mordercą. W większości przypadków potrafili oni wdrożyć się do takiego postępowania, by nie zaszkodzić zbytnio sobie i innym […]. Mało kto zdołał zauważyć, że ich spokój wynika po prostu z zupełnego braku uczuć. Owszem, w większości przypadków uczyli się je udawać […]. Było to dla nich jak mówienie w obcym języku i często osiągali w nim wielką biegłość”.
K. Lewandowskiemu udało się elegancko połączyć w jednym tekście elementy grozy z humorem oraz ironią. W takim przypadku bardzo łatwo można znaleźć się pomiędzy Scyllą kiepskiego dowcipu i Charybdą drażniącej powagi. Autor jednak zgrabnie przeprawia czytelnika przez kolejne fragmenty tekstu ku rozwiązaniu zagadki kryminalnej. Dla mnie okazało się ono sporym zaskoczeniem.
Jedną z najbardziej charakterystycznych cech tej powieści jest przedstawienie w krzywym zwierciadle wpływów Kościoła Katolickiego na życie w Polsce oraz mentalności wielu spośród jego członków. Ten fakt może stanowić główny zarzut wobec książki. Uważam jednak, że jest to świadomy, a przy tym konsekwentnie zastosowany zabieg. Jeśli intencją K. Lewandowskiego było opisanie przyszłej sytuacji w kraju, czas pokaże, czy miał on rację. Autor sprawnie posługuje się kościelnym sposobem wyrażania się, wyraźnie czerpiąc z tego zabawę, dla przykładu: “Nie rozumiem wprawdzie, co to jest ta miłość, którą Bóg miałby uosabiać, ale z tego, co widzę, przyglądając się światu, to jednak bardziej ja niż pan jestem stworzony na jego obraz i podobieństwo”.
Mnie również nieco bawią niektóre zwroty stosowane przez duchownych, np. uparcie używane miłować zamiast kochać, zapewne w celu przyozdobienia wypowiedzi “patyną terminologiczną” nagromadzoną przez setki lat rozwoju katolickiej tradycji. Jeśli w obecności księdza powie się Maria zamiast Maryja, już po tym jednym słowie duchowny prawdopodobnie zacznie podejrzewać, że nie ma do czynienia ze zdeklarowanym katolikiem. Warto zauważyć, że Nowy Testament nie był spisany archaicznym językiem, lecz w greckim dialekcie koine, powszechnie używanym w I w n.e. na znacznych obszarach wschodniej części państwa rzymskiego.
Rozmowę z arcybiskupem uważam za mistrzostwo, mam w tym przypadku nieodparte skojarzenie z fenomenalnym dialogiem pomiędzy profesorem Strawińskim (psychiatrą) a Iwanem Bezdomnym z Mistrza i Małgorzaty.
Niektóre wyrażenia K. Lewandowskiego, np. “katolicki James Bond. Z licencją na pomnażanie…”, czy wymyślona przez niego nazwa czasopisma “Przyjaciel Egzorcysty”, do tej pory wywołuje u mnie uśmiech – pomimo znacznego niewyspania. Samo nazwisko głównego bohatera również bardzo przypadło mi do gustu. Zachęcam, aby sprawdzić, do czego ono się odnosi.
Uwaga na koniec: filozofem się nie bywa, filozofem albo się jest, albo nie. Być może to stwierdzenie wydaje się banalne, ale w przypadku K. Lewandowskiego widać jego prawdziwość, m.in. świadczy o tym wiele wnikliwych refleksjach wplecionych w tekst, w stylu: “kiedy zaciera się granica pomiędzy jawą a podświadomością, nastaje najgłębszy z możliwych stanów atawistycznej niepewności. Ten przed którym od tysięcy lat miały nas chronić: magia, religia, filozofia, nauka. Lecz czasem te osłony duszy topnieją i rozpływają się we mgle, z której wychodzą demony…”
Zachęcam do lektury Czasu egzorcystów, to świetna książka.